czwartek, 29 grudnia 2011

S.

przyniósł kwiaty i wino na przeprosiny
poprzytulaliśmy się i poszlochaliśmy
potem ruszyliśmy na miasto
no i niby wszystko jest jak kiedyś
niby

sobota, 17 grudnia 2011

wooohoo

źle wciskam sprzęgło i najwyraźniej przestałam umieć wrzucać trójkę...

...ale za to powstaje wstęp do mojej pracy

czwartek, 15 grudnia 2011

pociąg do... magistra

Bacha więcej nie była niż była, ale i tak zdążyłyśmy wypić wino i pogadać :)

A na 'Pociągu do Chorwacji' nieopatrznie złożyłam Gordanie obietnicę, że obronię się w styczniu. tja...

piątek, 9 grudnia 2011

nie lubię skrzyżowań

Instruktor: "I zbliżamy się do znaku.. co to za znak?"
Malik: "EEEE... mmmm... niebezpieczne skrzyżowanie?"
I: "Jak ci zaraz palne! Skrzyżowanie dróg równorzędnych!"
M: "No, czyli niebezpieczne. Przynajmniej dla mnie..."

I: "Dojeżdżamy do skrzyżowania, noga z gazu i popatrz czy tam ktoś nie jedzie"
M: *hamuje*
I: "Czy ja mówiłem hamujemy? Mieliśmy się dotoczyć powoli i zobacz, nic nie jedzie, byśmy śmignęli dalej"
M: "Ale gdyby jechał, to bym w niego wjechała... O już jakiś jedzie!"
I: "Nie mówiłem hamujemy! -__-"

nie lubię skrzyżowań -_-"

niedziela, 4 grudnia 2011

ADANOWSKY - You are the one (feat. Devendra Banhart)



nie chce opuścić mojej głowy już od tygodnia... niesamowicie zmysłowa, a jednocześnie uspokajająca piosenka.

wtorek, 22 listopada 2011

am I hipster yet?

dziś ozdobiłam koszulkę pisząc po niej wybielaczem za pomocą pałeczki do sushi

poniedziałek, 31 października 2011

pomóż komuś w potrzebie, a będzie do ciebie dzwonił zawsze i z każdym problemem

...naprawdę zaczyna mi przeszkadzać, że znowu mieszka we Wrocławiu

i nie wiem, jak mu to powiedzieć

poniedziałek, 24 października 2011

drodzy ludzie w kolejkach...

pragnę uświadomić wam jedną smutną prawdę odnośnie funkcjonowania świata:

to, że będziesz systematycznie wjeżdżał mi w plecy wózkiem, trącała mnie torbą czy dosłownie kładł(a) się na mnie stojącą przed tobą, NIE SPRAWI, że w magiczny sposób zostaniesz szybciej obsłużony -_-"

piątek, 14 października 2011

-_-"

wybrałam się dziś do nowootwartego Rossmana na typowo babskie zakupy :3 załapałam się nawet na promocję i dostałam pachnący krem do rąk:


szkoda, że BANANOWY, KURDE!

poniedziałek, 12 września 2011

"I thought you were the truth"


kiedy dowiadujesz się, że osoba naprawdę bliska twojemu sercu nie jest taka, za jaką ją cały czas uważałaś
kiedy okazuje się, że poświęcasz swój czas, serce i pieniądze dla kogoś kto być może nie jest tego wart
zaczynasz się zastanawiać, czego jeszcze o tej osobie nie wiesz, a co najgorsze obawiasz się, że cała przyjaźń mogła być fałszywa
wciąż jeszcze kocham, ale szpila wbija się w serce i nie chce wyjść i... nie wiem jak to będzie kiedy cię znowu zobaczę :(

wtorek, 23 sierpnia 2011

"co kraj to obyczaj" czyli wesele w Pirot

w Pirot, Serbia nasza polska wycieczka uzupełniła swoją wiedzę o innych kulturach:
"bela kafa" to tak naprawdę kakao bez grama kofeiny -_-"
ciężko jest dostać cokolwiek bez mięsa
wieczór kawalerski trwa aż do trzeciej nad ranem dzień przed ślubem
Serbowie składają życzenia ślubne przed ślubem
nie ma problemu z dostaniem rakiji, wermutu, wódki od kelnera, ale z sokiem już gorzej
Serbowie opuszczają wesele przed 2 w nocy, ale kolo tańczą wszyscy zajebiście
na granicy węgierskiej trzeba mieć przygotowaną colę dla celników w formie łapówki

cóż... co kraj to obyczaj ^-^

***
Malik: Najlepiej będzie wyjść dyskretnie.. po angielsku!
Martyna: nooo, Serbom się to szczególnie udało na weselu!

***
Bacha: Ej Ovcie, a po co ty łapiesz bukiet, przecież za 2 tygodnie masz ślub!
Ovcie: No i co z tego?

***
Misia: jak powiedzieć po angielsku, że skrobałam ściany w wakacje?
Bachu: ... skrobing walls?

***
Martyna; Ej, co się dzieje z Bachą?
Malik: No co, spruła się!
Martyna: To na pewno tym mięsem! Z zupy!

dziewczynyyyy, wiedziałam, że jak nie zapiszę to zapomnę! mówcie mi co jeszcze powinnam tu umieścić (oczywiście oprócz owlingu i surykatkingu!)

czwartek, 11 sierpnia 2011

a dom mamy Piaska widziałeś?

mimo że balony z helem spadły z sufitu jeszcze przed weselem
mimo że orkiestra była nie ta i grała disco polo
mimo że Marcel "zgubił" nasz klucz i nie mogliśmy się dostać do pokoju
mimo że Piasek, który jest z Pionek nie zaśpiewał

wesele Płamena i Justynki było cudowne!

pierwszy raz widziałam go tak zdenerwowanego, a ją tak przejętą
świadkowie wykazali się niesamowitą energią i głową do ogarnięcia wszystkiego
balony z helem przydały się przez całe wesele, dzień przed i dzień po :)
towarzystwo i nowopoznani ludzie byli przewspaniali
zabawa do rana przy weselnych przyśpiewkach jeszcze nigdy tak mi się nie podobała

czekam na jeszcze wspanialsze bałkańskie wesele :D

sobota, 9 lipca 2011

la devendrita

słońce za oknem

szarawary na nogach

kurczak z ostrym sosem na talerzu

Devendra Banhart w głośnikach


i już nie wiem nawet, czy jestem w Polsce, Indiach czy Meksyku? ale jest mi cudownie :)
takie małe radości dnia codziennego...

poniedziałek, 4 lipca 2011

You Only Live Once

dziękuję Ci Ovciuuuuu!!! to była moja ulubiona piosenka ze wszystkich! =*

piątek, 24 czerwca 2011

TT^TT

no i jednak opener w tym roku nie dla mnie :(
gdybym miała kasę to pojechałabym nawet na ten jeden dzień, noc w pociągu - koncert - i noc w pociągu, a w pracy byłabym elegancko w poniedziałek :)
ale niestety, konto świeci pustkami, a na 5 dni wolontariatu nie mam szans, bo muszę siedzieć w pracy :(

a to oznacza.... NO STROKES FOR ME :'(
no Jules TT^TT
no Nick V_V
no Fab
no Albert
no Nikolai

ugh. FML.

niedziela, 19 czerwca 2011

jedna Polska zawiści i nietolerancji.

piątek, 17 czerwca 2011

przyjaciel

nie widzieliśmy się sporo lat... nasze drogi rozeszły się już dawno i mimo kilku prób przyjaźń nie wróciła.
i wczoraj nagle na przystanku autobusowym, spotkałam go i.. o dziwo dla siebie ucieszyłam się :) powiedział "cześć" i poszedł dalej i pomyślałam sobie "no tak, czego się mogłam spodziewać", ale po chwili zawrócił i pogadaliśmy chwilę i to tak, jakbyśmy ostatnio widzieli się w zeszłym tygodniu, a nie 4 lata temu...
może nadszedł już czas spróbować jeszcze raz?

środa, 8 czerwca 2011

autodestruction mode OFF

mnóstwo śmiechu, kilka łez
niezliczone ilości alkoholi różnych i niewystarczające dawki snu
Gienek wygrał X-factor, my wygraliśmy 4 piwa pod zawleczką :)
Szczuki nie poleciał w niedzielę, Sokół się ucieszył z tej niespodzianki...

ale teraz już wyjechał na serio. mamy więc 3 tygodnie na odpoczynek i sen, a potem od nowa :D

wtorek, 31 maja 2011

one year after

CZĘŚĆ OFICJALNA:
mężu zabrał mnie do Masali na przepyszne hinduskie jedzenie, podarował różę i LUXTORPEDĘ i zabrał na romantyczny spacer... *_*

CZĘŚĆ NIEOFICJALNA:
wypiliśmy piwo ze Szczukim i jego ojcem w Kotach, a skończyło się tańcem NA barze w Kultowej z kierownikiem i słuchaniem wirtuoza gitary na środku Rynku.. ^___^

KOCHAM CIĘ MĘŻU!

sobota, 28 maja 2011

autodestruction mode ON

eM Dżi Pi skułat znów w komplecie, sieje zamęt na mieście :)

cieszę się niezmiernie, że wreszcie mamy tego cepa ze sobą :)

czwartek, 26 maja 2011

:)

deprecha nigdy nie trzyma się mnie długo - wypłakałam się mężowi w ramię i znowu pozytywnie patrzę na świat. a w międzyczasie....

Malik: no zobacz, jakoś dziwnie mi się w nich chodzi, ten jeden but jest jakby luźniejszy...
Sokół *spogląda na mnie*: o matko, ale w nich wyglądasz, jaka wysoka, mega seksi...
Malik: kurde, to co, myślisz.... że powinnam zacząć chodzić w szpilkach na codzień?
Sokół: broń Boże! z domu cię w nich nie wypuszczę!

:) dziadek kupił mi szpilki. podobają mi się! O_O (ale nie umiem w nich jeszcze chodzić, bo jeden jest nieco większy i mi spada -_-")

wtorek, 24 maja 2011

sziłap sziłap

život je težak, o jako težak...


miałam naprawdę dwa zajebiste dni (powitanie Filipka, grill w tajemniczym parku za ojca Beyzyma, spotkanie z dziadkami...) a potem skończyło się jak zwykle.

boli głowa :(

niedziela, 15 maja 2011

powrót do przeszłości


"Zawartość torebki wsypać do szklanki zimnej wody..."

aaaa, co oni tam wiedzą!

środa, 11 maja 2011

dziecko szatana

przeglądając fejsbuka Claire natknęłam się na francuski wpis z jednym znajomym mi słowem - "Pologne". doszłam więc do wniosku, że najwyższa pora wybrać się na miasto i skompletować jej prezent urodzinowo-powitalny. tak więc stoję przy stoisku i omawiam z panią szczegóły zamówienia, a tu zjawia się starszy pan o wyglądzie popa, ewentualnie pustelnika i mówiąc "Szczęść Boże" do ekspedientki patrzy na mnie i mruczy "kto ją tak okaleczył..."
spojrzałam się na pana, ale postanowiłam przemilczeć. a "pop" dalej: "nie chcę zaczepiać, ale przez ten zły duch... wszyscy teraz tak manifestują swoją kontrę do Boga!"
tu nie wytrzymałam i postanowiłam jednak odpowiedzieć...
Malik: "dzięki Bogu, ja nie jestem kontra, a wręcz Boga bardzo kocham"
Pop: "ale do Komunii nawet z tym NIE WOLNO [sic!] przystąpić"
Malik: "no, jak na razie jeszcze żaden ksiądz mi nie odmówił..."
Pop spojrzał na mnie jak na zło wcielone i bluźniercę numer jeden: "czarny duch ją omotał... kto ją mógł tak okaleczyć?"

postanowiłam dłużej się nie spierać, ani nie wyznawać mu gdzie jeszcze mam kolczyki i w dodatku wszystkie zrobione przez bezbożną lesbijkę, i poszłam w swoją stronę...
może nie jestem jakimś wybitnym teologiem, ale wydaje mi się, że Bóg nie zwraca uwagi na to jak wyglądamy, ale co mamy w sercu. no ale przecież jestem omotana przez "czarnego ducha", więc co ja tam wiem...

ehh...

poniedziałek, 9 maja 2011

tak, jestem kobietą...

...czyli biadolenia ciąg dalszy.

choruję na buty. choruję jak jeszcze nigdy. i już mniejsza o to, że mogą być za duże, najbardziej boli mnie oczywiście, że są okropnie, ale to niesamowicie drogie, jak na mój skromny budżet.
ale nie dają mi spokoju, jak nigdy tak strasznie podobają mi się buty i to na szpilce! (Dziadek byłby dumny, że wreszcie coś innego niż glany zwróciło moją uwagę)

czas pracować, duuużo pracować i prosić najukochańszego z szefów o podwyżkę ;D

piątek, 6 maja 2011

oh, screw it, I'm going home.

dziś o tym, że im bardziej chcę ładniej wyglądać, tym bardziej wszystko robi mi na przekór.

kiedy wstaję rano do pracy i nie planuję z nikim się spotkać wstaję z idealnym irokezem albo przynajmniej z nieroztrzepanymi włosami na wszystkie strony. Kiedy chcę wyjść na miasto, mogę nakładać żele/gumy/lakieru od groma i albo zostanę z trudnym do opisania kuczerykiem, albo wszystko "klapnie" w ciągu 15 minut. a ja chodząc po mieście poprawiam włosy co pól minuty i zastanawiam się czy nie wyglądam jak debil.

druga sytuacja - wygrzebałam dziś z szafy spódnicę w kratę i założyłam do niej zakolanówki. biegałam w nich po domu przez cały dzień i idealnie się trzymały. wyszłam z domu i ledwo przeszłam 20m, już zjechała mi lewa >_< poprawiłam ją, a po przejściu kolejnych 30m musiałam już podciągać obydwie. i tak oczywiście przez całą drogę -_-

aaaa, mam to w dupie, wracam do domu! (a w domu oczywiście, wszystko się znowu ładnie trzyma i wygląda, WTF?)

sobota, 30 kwietnia 2011

ogarnij się!

AKT I
godzina 23:30, dzwoni telefon
Bachu: Malikuuu, jesteś jutro w pracy?
Malik: jestem, ale tylko po południu. A coś się stało?
Bachu: słuchaj, ja będę jutro o 11:30 we wrocku ze sRainbowem... możesz pójść do Toni i przynieść mi od niej moją ładowarkę, bo potrzebuję na wyjazd!
Malik: no ok :) do zobaczenia jutro!

AKT II
godzina 9:30, jem śniadanie, dzwoni telefon
Bachu: ehehehe, Malikuu, wiesz co się stało? zapomniałam kosmetyczki!
Malik: o nieee, tej z mikro szamponikami, które razem kupowałyśmy?
Bachu: nie, tą mam, zapomniałam dezodorantu i maskary.... i w sumie mogłabyś mi jeszcze jakieś rajstopy kupić...
Malik: okej, odbiorę ładowarkę od Toni i kupię ci wszystko, do zobaczenia!

AKT III
godzina 11:00, ładowarka odebrana, zakupy zrobione, czekam na tramwaj
Bachu: Maliku, gdzie jesteś, bo my za 15 minut odjeżdżamy!
Malik: cooooo? jebem ti tramwaj, nic nie jedzie, a ja jeszcze na Bema!
Bachu: no to postaraj się..... czekamy!

AKT IV
godzina 11:30, wysiadam 15 minut drogi od dworca, tramwaju nie ma, zaczynam bieg
Bachu: stanowisko 17, dawaj!
Malik: Bachuuuu, jeszcze biegnę, czekajcie proszę!
po 10 minutach koszmarnego biegu, wpadam na dworzec, przy autobusie pełnym turystów stoi Bacha wraz z kierowcami :) dostaje zakupki i ładowarkę i jeszcze w tym samym momencie wsiada do autokaru i odjeżdża. ja siadam na ławce i wypluwam płuca!

jebem ti rezydentkę! jebem ti wrocławską komunikację miejską! jebem ti brak kondycji!

baw się dobrze Bachu, ogarnij się i nie zgub grupy :)

czwartek, 14 kwietnia 2011

ZeStrokes, kurrrrrrrywa!

gaaaaah! *zgon*
Strokesi przyjeżdżają na Openera!
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
już chyba dzisiaj nie złoże do kupy żadnej rozsądnej wypowiedzi :)
ugh, będą tak blisko! mój Juliaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaan!

ok, spokojnie, teraz tak:
- nie mam kasy (choć z drugiej strony i tak mam jakiś fundusz wakacyjny, więc może jednak?)
- nie mam urlopu (ale z drugiej strony, jakbym pojechała w piątek zaraz po pracy, byłabym na cały weekend, Strokesi grają w niedzielę, więc mogłabym po nich zaraz hopsnąć do pociągu i wrócić do pracy z najzajebistszymi wspomnieniami tego roku)
- Sokół pewnie też nie ma urlopu (ale może jednak dostanie wolny weekend, albo może pojadę z jakimiś innymi przyjaciółmi - Ovcie? Kolano? anyone???)

uuuuuugh.... no to dzisiaj już nie zasnę, póki nie wykoncypuję jak i za co tam dotrzeć, a kurrryyyywa muszę!


czwartek, 7 kwietnia 2011

jestem firefoxem!

Malik: dowiedziałam się dzisiaj od Marcina w pracy, że rude włosy dodają +2 do atrakcyjności :)
Sokół: czy ja mam się tam do nich przejść?!
Malik: ehh, daj spokój, dla nich mam i tak -5, bo jestem mężatką!
Sokół: to jednak się przejdę - nikt nie będzie kwestionował atrakcyjności mojej żony!

...tak, znowu jestem czerwonowłosym punkiem :)

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

procrastination...

..forever and ever and ever...
gadając wczoraj z Ovciem okazało się, że obydwie mamy taki sam zapał do magisterek - z tym, że ona jeszcze studiuje, a na mnie już najwyższa pora -_-'
terminy są ponoć na początek lipca, ale mam dziwne wrażenie, że coś mi przeszkodzi i jednak nie zdążę. faken prokrastynacja.

niedziela, 3 kwietnia 2011

pięknie!

ciepło, słonecznie... nareszcie! chyba aż zaryzykuję japonki na spacer :)

niedziela, 27 marca 2011

Weider, nie Vader!

idzie wiosna, nadjeżdża Najzgrabniejsza ze Zgrabnych, zbliża się okres krótkich spodenek i ciasnych koszulek... a Malik niczym rasowy couch potato siedzi w pracy, siedzi w domu, je kolacje o 21 i hoduje maciusia (nieeeeeeee!)
nie ma zatem zmiłuj - rozkład ćwiczeń wędruje na ścianę, a ja mam miesiąc na wyrobienie sobie wreszcie jakichkolwiek mięśni brzucha :)

a wczoraj wraz z Ovciem i Damianem zasiadłam w jury i wybieraliśmy ovciową suknię ślubną... i jest! piękna i oryginalna :)

poniedziałek, 21 marca 2011

p(A)nks not de(A)d

starzeję się... po pięciogodzinnym punkowym maratonie dochodziłam do siebie przez cały weekend ;) ale warto było jak najbardziej - poczuć się znowu jak za tych dawnych punkowych lat :)
pogo - miazga! (najlepszy był koleś pogujący z podeszwą własnego glana w ręce)
mój mąż w pogo w trampkach - no cóż... ;) (choć stwierdził, że może zainwestuje w glany jeśli zamierzam go częściej wyciągać)
Dritte Wahl - bardzo pozytywne zaskoczenie, stali się moim nowym ulubionym zespołem :)
Armia - uwielbiam jak zawsze, zwłaszcza, że minęło ładnych parę lat od kiedy ostatni raz widziałam ich na żywo (plus piętro zaliczone :D)
jedyne minusy koncertu to Eter-dupa, beznadziejny klub jak na taki koncert; zgubiona czapka Sokoła i moja rozwalona warga przez jakąś laskę, nieumiejącą panować nad dłoniami :/

piątek, 18 marca 2011

gdzie ta wiosna?

ahh, słońce, ciepły wiatr, skóra na plecach i szarawary! WIOSNA! przez 2 dni kurryyyywa -_-"

a tymczasem zostałam na tydzień sama, szefu pojechał na urlop - mam nadzieję, że jak wróci firma będzie jeszcze stała ;) ale z drugiej strony przynajmniej nie będzie oglądał mojego skacowanego oblicza, gdyż już kilka dni dzieli nas od inwazji żartu kosmosu i jego wybranki :D

czwartek, 10 marca 2011

was wird mich erwarten wenn ich wieder komm'?

naładowali mnie energią na kolejny rok! nie mogę mówić i nie czuję kończyn, ale za to Polska dała najlepszy popis dla Synów w całej Europie! :) mam nadzieję, że dzięki temu będą nas częściej odwiedzać!

z impresji kiedy zamknę oczy:
- Xavier!!! ten głos i niesamowity taniec...
(X: Seid ihr aufgeregt?
My: Jaaaaaaaaaaaaaa!!!
X: Na dann gehen wir lieber zu den Anonymen Aufgeregten ;)
- Klimaaaaas! jego wczuta przy piosenkach sprawia, że tylko takiego przytulić :) no i tłumaczył wszystko na polski!
- Robbee, najlepszy basista i showman tego koncertu
- pięknie odśpiewana przez całą salę "Und wenn ein Lied" z samym Xavierem i Florianem... *_* łezki, łezki w oczach...
- niesamowita energia przy "Wir Haben Allen Göttern Abgeschwor'n" i "Can you feel it?"
- uczyliśmy ich śpiewać "sto lat", z czego powstał najzabawniejszy i najbardziej niesamowity freestyle koncertu... ("naprawdę musicie lubić tę piosenkę, ostatnio jak byliśmy w Polsce uczyli nas tego samego")
- i "Was wird mich erwarten wenn ich wieder komm'?" mam nadzieję, że powrót nastąpi jak najprędzej, do Wrocławia i z jeszcze mocniejszą energią!

-----

Warszawa to dziwne miasto.

niedziela, 6 marca 2011

szósty bieg

ostatnie dni spędzam na wariackich papierach i na najwyższych obrotach. szykując się wczoraj na urodziny Gosiaka, jedną ręką gotowałam obiad na wieczór dla Sokoła, drugą się malowałam, a nogą pakowałam prezent i piżamkę na nocowanie. ledwo wyłączyłam zapiekankę już biegłam na autobus spotkać się z Martyną - szybkie wino i hyc do Nadolic!
u Gosiaka mogłam się spokojnie wyluzować z jej wspaniałymi znajomymi, wypić pyyyszne drinki i najeśc się za dwoje. tymczasem rano... w ostatnim momencie zdążyłam na autobus do domu i wieczorem znowu jednym okiem oglądam X-Factor, drugim czytam przepis, a rękami gotuję obiad :)

a w ciągu dnia dzięki mobilizacji Ovcia udało mi się zabrać do magisterki. co prawda powstało z tego zaledwie pół strony, ale zawsze. i tu wielkie podziękowania dla Karin Dreijer Andersson, której niesamowity głos pozwolił mi się skupić i otworzyć umysł :)

dużo się dzieje, mam wrażenie, że się nie wyrabiam, ale dziwnie mi to pasuje... swoją drogą z moich tajnych źródeł informacji wynika, że kręcidupa zmierza w stronę domu, czas więc trenować do kolejnego alko-maratonu!

poniedziałek, 28 lutego 2011

can you feel it?

- wolne u szefa: check
- zgoda męża: check
- pożyczka od mamy: check
- bilet w łapce: CHECK!

Jedziemy!

wtorek, 15 lutego 2011

Kelso = Szczupak



oglądamy "Różowe lata...". Kelso opowiada, dlaczego chce ukraść piłę Reda.

Sokół: (śmiał się, śmiał się, śmiał się) ooo Boże, tęsknię za Szczupakiem!

poniedziałek, 14 lutego 2011

mieszkańcy

powoli, powoli zaczyna kiełkować we mnie myśl, że chciałabym mieszkać już sama. oczywiście współlokatorów mam super i nie chodzi tu bynajmniej o nich - po prostu chyba nadchodzi czas na "swoje". coraz rzadziej spotykamy się w kuchni na piwku, częściej siedzimy we własnych pokojach i jakoś nie przeszkadza mi to, że często siedzę sama w domu...

z drugiej jednak strony wczoraj przed snem przypomniało mi się, że najlepszy czas w tym mieszkaniu był wówczas, kiedy Płamen przez miesiąc spał u nas na materacu :)

sobota, 5 lutego 2011

the greatest image ever

"sometimes you know
i imagine you and I
pregnant
and the boys going out to get some food for us
hahah"

ach, byłybyśmy prawie siostrami!

wtorek, 1 lutego 2011

i wish i had lived in the 70s


...preferably in Eric Forman's basement :)

znalazłam stronkę z milionem scen, gifów i tekstów! przypominam sobie ulubione momenty i jaram się! (choć klata Jareda Leto z teledysku od Bachy ostro walczy o palmę pierwszeństwa sasasa)

piątek, 28 stycznia 2011

kadry napotkane w drodze.

Bachowy wernisaż okazał się wielkim sukcesem :) strrrrasznie mi się podobało - zarówno jej zdjęcia jak i te wszystkie piękne historie jakie opowiadała o miejscach, ludziach, zwyczajach... och Bachu i dodałaś kolejną cegiełkę do mojej sarajewskiej miłości! po prostu nie umrę jeśli nie odwiedzę tego miejsca - choćbym miała tam pojechać mając 95 lat!

nostalgia i chęć podróży coraz bardziej mnie cisną... ommmm... mam nadzieję, że jeżeli TYM RAZEM moje plany wypalą, podróże staną się bardziej realne...

tyczasem... rakija + wino + medovača + wino = hangoverrrr!

czwartek, 27 stycznia 2011

nostalgia

wtorek w pracy:
druku druku -> malu malu -> stuku stuku w klawiaturę (zapętlić 50 razy)

środa w pracy:
druku druku -> malu malu -> stuku stuku w klawiaturę (zapętlić 50 razy)

czwartek w pracy:
druku druku -> malu malu -> stuku stuku w klawiaturę (zapętlić 50 razy)

-------------------

gdzieś pomiędzy jednym zamalowywaniem nazwy zamawiającego a obliczaniem obwodu cięcia zapragnęłam gdzieś pojechać! i w dodatku chwyciła mnie taka nostalgia za Malezją... żal mi, że spędziłam z Rin tylko jeden dzień, że Ash nie dała rady do nas dotrzeć, żal mi, że nie mam żadnego zdjęcia z rastamanem z breakfast baru, że nie popłynęliśmy jednak na sąsiednie wysepki, żal mi, że tylu rzeczom nie zrobiłam zdjęć ani nie przyjrzałam się bardziej.
zdecydowanie najlepsze wakacje w życiu. i zdecydowanie chcę tam jeszcze wrócić!

wtorek, 18 stycznia 2011

prava domaćica

coraz częściej rezygnuję z sosów w torebkach, a zaczynam sama pichcić wszystko od podstaw... maj gad, chyba zaczynam być prawdziwą kurą domową... babcia będzie dumna :P a Sokołowi smakuje :D

a wczoraj, szłam ulicą, i oddychając przez usta czułam smak lodów waniliowych... SMAK, nie zapach, z każdym oddechem... WTF?

piątek, 14 stycznia 2011

srećnu novu godinu!

drugi sylwester zdecydowanie mniej gówniany niż ten sprzed 2 tygodni :) pomimo, że w Mleczarni wysiadły korki i muzyka zaczęła się dopiero ok. 22 :P

"nie sprzedam ci piwa, bo twoja koleżanka nie ma dowodu, a wiem, że to dla niej" - czyli dlaczego Malik powinien ZAWSZE mieć przy sobie dokumenty!

siedzieliśmy przy słynnym okrągłym stoliku, który był świadkiem wielu naszych sylwestrowych przygód...

chlebek ze smalcem jak zwykle pycha :)

Bahoo, Andrzej to świetny ziom! (mam nadzieję, że wysiadł na właściwym przystanku do domu)

i... disko disko partizani!

poniedziałek, 3 stycznia 2011

megasruuu!

wślizg w nowy rok udał się jak najbardziej - bez fajerwerków i picia na dworze, ale to z wódką popijaną herbatą w naszej kuchni i kupą w wannie Toni -_-'

kac nie tak wielki, wspomnienia w komplecie, a dziś z naładowanymi akumulatorami w nowej-starej pracy :) gdzie jak najbardziej mi się podoba i mam nadzieję zostać na dłużej...

Claire: ejj, twój prezent świąteczny wciąż leży u mnie w pokoju... wybacz!
Malik: wybaczam, bo twój prezent też jest wciąż w moim pokoju!

co prawda jej prezent już poleciał do Francji niezawodnym kurierem "Tomek S." (o ile nie zapomniał :P) więc czas uzbroić się w cierpliwość i czekać na swój ^^