niedziela, 30 sierpnia 2009

Malik + deprecha nie idą razem w parze...

Bachu miałaś rację :)

i mimo, że niby miałam dość ludzi, świetnie się wczoraj bawiłam :) mimo 12 godzin pracy i tych okropnych obcasów, ale za to miny Maksia i Denzla na widok mojego "wylaszczenia" bezcenne :D
siedziałam może z 5 minut podczas całego wieczoru, no bo tak się kończy wychodzenie do klubu z 5-cioma facetami :) mam dziś platfusa, ale za to miny dziewczyn podpierających ściany, gdy co chwila wchodziłam na parkiet z innym bezcenne :D
dostałam różę do Tomka i od Tomka też dostałam różę :D a że pani kwiatowa nie miała jak wydać, to Szczupak kupił róże też paniom podpierającym ściany i ich miny też okazały się bezcenne :D
Szczupak się zakochał i pomogłam mu przezwyciężyć wstyd i zatańczył ze swą ukochaną... jakieś 40 minut :) moja niezmiernie-zadowolona-z-siebie mina bezcenna :D

już nie muszę odpoczywać od życia :)

sobota, 29 sierpnia 2009

ale dół... (bo trzeba umieć śmiać się depresji w twarz!)

dziś mamy się ponoć lansować w PRL-u. buty na obcasie czekają w torbie, pończochy już na nogach, koszula Sokoła właśnie się pierze... jeszcze "tylko" 9 godzin w tej pieprzonej pracy, w której znowu mam wrażenie, że tylko ja się staram...

kręcidupa wyjeżdża w środę, może wtedy trochę odpocznę (a na pewno się wyśpię) [no offence, Szczupaczku :*]

czwartek, 27 sierpnia 2009

jestem zmęczona...

mam kryzys.

jestem zmęczona pracą, domem, piciem, chodzeniem spać o 3 i wstawaniem w południe... zmęczona jeżdżeniem do domu i siedzeniem w domu, zmęczona wychodzeniem i nudą...

potrzebuję wakacji od życia.

niedziela, 9 sierpnia 2009

"czuję, że to będą żenujace wakacje..."

tydzień nad morzem to zdecydowanie za mało. zwłaszcza z taką zajebiaszczą ekipą z jaką byłam :)
jechaliśmy pociągiem w 10 osób w jednym przedziale przez całą noc, a i tak udało nam się zrobić Szczupakowi urodzinowe przyjęcie-niespodziankę z 21-ma świeczkami w mini babeczce. swoją drogą, nie wiedziałam, że człowiek może spać w tylu dziwnych (czyt. niewygodnych) pozycjach :)
na polu namiotowym okazało się, że nie ma dla nas miejsca, bo nasza grupa cudownie się rozrosła z czterech osób do dziesięciu właśnie :) i tym sposobem Sokołek i ja zamiast namiotu dzieliliśmy przyczepę z Maksiem, Szczupakiem i Denzelem (4 osoby na łóżku to jest to!)
pogoda GiT, morze GIT, słonko Git! (Denzel opalił się na flagę Polski, mój brat w łaty, ja na świnkę, Maks na murzyna, a Szczuki na albinosa :)
"może dziś dla odmiany napijemy się wódki?" było tekstem całego wyjazdu... Kasia Maksowa pracuje w sklepie zaraz obok pola, więc po powrocie z plaży Chłopaki mieli zawsze schłodzone buteleczki Wyborowej... codzienne picie skutkowało nie tylko klasycznym żygi-żygi, ale też publicznym obnażaniem się ("niezła sprawusia"), rozgniataniem sobie krakersów na czole, nieprzyjmowaniem innych pokarmów niż zupka chińska oraz sikaniem do śpiworu...
długo by pisać.. o tańcach w LG, krwiożerczych chełbiach, siatce w morzu, kółku i rękawkach, pedalskich jazdach, "du hast Wurst", i mało śmiesznych/żenujących dowcipach... :)

chyba jednak powrócimy w przyszłym roku....