wtorek, 31 maja 2011

one year after

CZĘŚĆ OFICJALNA:
mężu zabrał mnie do Masali na przepyszne hinduskie jedzenie, podarował różę i LUXTORPEDĘ i zabrał na romantyczny spacer... *_*

CZĘŚĆ NIEOFICJALNA:
wypiliśmy piwo ze Szczukim i jego ojcem w Kotach, a skończyło się tańcem NA barze w Kultowej z kierownikiem i słuchaniem wirtuoza gitary na środku Rynku.. ^___^

KOCHAM CIĘ MĘŻU!

sobota, 28 maja 2011

autodestruction mode ON

eM Dżi Pi skułat znów w komplecie, sieje zamęt na mieście :)

cieszę się niezmiernie, że wreszcie mamy tego cepa ze sobą :)

czwartek, 26 maja 2011

:)

deprecha nigdy nie trzyma się mnie długo - wypłakałam się mężowi w ramię i znowu pozytywnie patrzę na świat. a w międzyczasie....

Malik: no zobacz, jakoś dziwnie mi się w nich chodzi, ten jeden but jest jakby luźniejszy...
Sokół *spogląda na mnie*: o matko, ale w nich wyglądasz, jaka wysoka, mega seksi...
Malik: kurde, to co, myślisz.... że powinnam zacząć chodzić w szpilkach na codzień?
Sokół: broń Boże! z domu cię w nich nie wypuszczę!

:) dziadek kupił mi szpilki. podobają mi się! O_O (ale nie umiem w nich jeszcze chodzić, bo jeden jest nieco większy i mi spada -_-")

wtorek, 24 maja 2011

sziłap sziłap

život je težak, o jako težak...


miałam naprawdę dwa zajebiste dni (powitanie Filipka, grill w tajemniczym parku za ojca Beyzyma, spotkanie z dziadkami...) a potem skończyło się jak zwykle.

boli głowa :(

niedziela, 15 maja 2011

powrót do przeszłości


"Zawartość torebki wsypać do szklanki zimnej wody..."

aaaa, co oni tam wiedzą!

środa, 11 maja 2011

dziecko szatana

przeglądając fejsbuka Claire natknęłam się na francuski wpis z jednym znajomym mi słowem - "Pologne". doszłam więc do wniosku, że najwyższa pora wybrać się na miasto i skompletować jej prezent urodzinowo-powitalny. tak więc stoję przy stoisku i omawiam z panią szczegóły zamówienia, a tu zjawia się starszy pan o wyglądzie popa, ewentualnie pustelnika i mówiąc "Szczęść Boże" do ekspedientki patrzy na mnie i mruczy "kto ją tak okaleczył..."
spojrzałam się na pana, ale postanowiłam przemilczeć. a "pop" dalej: "nie chcę zaczepiać, ale przez ten zły duch... wszyscy teraz tak manifestują swoją kontrę do Boga!"
tu nie wytrzymałam i postanowiłam jednak odpowiedzieć...
Malik: "dzięki Bogu, ja nie jestem kontra, a wręcz Boga bardzo kocham"
Pop: "ale do Komunii nawet z tym NIE WOLNO [sic!] przystąpić"
Malik: "no, jak na razie jeszcze żaden ksiądz mi nie odmówił..."
Pop spojrzał na mnie jak na zło wcielone i bluźniercę numer jeden: "czarny duch ją omotał... kto ją mógł tak okaleczyć?"

postanowiłam dłużej się nie spierać, ani nie wyznawać mu gdzie jeszcze mam kolczyki i w dodatku wszystkie zrobione przez bezbożną lesbijkę, i poszłam w swoją stronę...
może nie jestem jakimś wybitnym teologiem, ale wydaje mi się, że Bóg nie zwraca uwagi na to jak wyglądamy, ale co mamy w sercu. no ale przecież jestem omotana przez "czarnego ducha", więc co ja tam wiem...

ehh...

poniedziałek, 9 maja 2011

tak, jestem kobietą...

...czyli biadolenia ciąg dalszy.

choruję na buty. choruję jak jeszcze nigdy. i już mniejsza o to, że mogą być za duże, najbardziej boli mnie oczywiście, że są okropnie, ale to niesamowicie drogie, jak na mój skromny budżet.
ale nie dają mi spokoju, jak nigdy tak strasznie podobają mi się buty i to na szpilce! (Dziadek byłby dumny, że wreszcie coś innego niż glany zwróciło moją uwagę)

czas pracować, duuużo pracować i prosić najukochańszego z szefów o podwyżkę ;D

piątek, 6 maja 2011

oh, screw it, I'm going home.

dziś o tym, że im bardziej chcę ładniej wyglądać, tym bardziej wszystko robi mi na przekór.

kiedy wstaję rano do pracy i nie planuję z nikim się spotkać wstaję z idealnym irokezem albo przynajmniej z nieroztrzepanymi włosami na wszystkie strony. Kiedy chcę wyjść na miasto, mogę nakładać żele/gumy/lakieru od groma i albo zostanę z trudnym do opisania kuczerykiem, albo wszystko "klapnie" w ciągu 15 minut. a ja chodząc po mieście poprawiam włosy co pól minuty i zastanawiam się czy nie wyglądam jak debil.

druga sytuacja - wygrzebałam dziś z szafy spódnicę w kratę i założyłam do niej zakolanówki. biegałam w nich po domu przez cały dzień i idealnie się trzymały. wyszłam z domu i ledwo przeszłam 20m, już zjechała mi lewa >_< poprawiłam ją, a po przejściu kolejnych 30m musiałam już podciągać obydwie. i tak oczywiście przez całą drogę -_-

aaaa, mam to w dupie, wracam do domu! (a w domu oczywiście, wszystko się znowu ładnie trzyma i wygląda, WTF?)