piątek, 31 grudnia 2010

sruuuu!

i nawet się nie zorientowałam, a już minęły dni odpoczynku i obżarstwa w Germanii, kilka dni na wariackich papierach, pomiędzy spotkaniami z rodziną i znajomymi, uganianiem się za ostatnimi prezentami, Bachy stronką i już koniec roku...

roku, w który weszłam w stroju zwierzaka, u boku mojego narzeczonego-owada ;)

oglądając różnorakie podsumowania roku na świecie, można się zdołować - wyciek ropy, Haiti, katastrofa z Smoleńsku, uwięzieni górnicy, powodzie i trzęsienia ziemi (no i ta nieszczęsna Gaga)...
a u mnie - rok pełen pozytywów!

skończyłam studia, co prawda na magistra przyjdzie czas, ale za to mam męża! pojechałam z nim na drugi koniec świata, zobaczyłam się z przyjaciółką twarzą w twarz po raz pierwszy od 8 lat, kupa naszych przyjaciół się pozaręczała, zaczęłam znowu chodzić na koncerty i (chyba) mam wreszcie stałą pracę...

wybieram sobie "profesję" na dzisiejszy wieczór, robię sałatkę i mam nadzieję, że nadchodzący rok będzie jeszcze bardziej zaskakujący :)

1 komentarz:

  1. indywidualistka4 stycznia 2011 23:51

    eh. pozytywna mimo wszystko nota.
    a ja zycze Ci radosci i bezgranicznego optymizmu. (chociaz nie wiem..bo moze masz go w zapasie zbyt wiele i zycze niepotrzebnie ;)

    byle do przodu z usmiechem na twarzy!
    warto sie cieszyc z kazdej chwili ! :***

    OdpowiedzUsuń