powoli, powoli zaczyna kiełkować we mnie myśl, że chciałabym mieszkać już sama. oczywiście współlokatorów mam super i nie chodzi tu bynajmniej o nich - po prostu chyba nadchodzi czas na "swoje". coraz rzadziej spotykamy się w kuchni na piwku, częściej siedzimy we własnych pokojach i jakoś nie przeszkadza mi to, że często siedzę sama w domu...
z drugiej jednak strony wczoraj przed snem przypomniało mi się, że najlepszy czas w tym mieszkaniu był wówczas, kiedy Płamen przez miesiąc spał u nas na materacu :)